Nie wiem czy bardziej czekałam na śmierć Mateusza czy Maryli-jędzy. Po tym filmie umarła tylko moja dusza...
Nie spodziewałam się, że ten film będzie idealny, ostatecznie to tylko adaptacja.
Wycięcie najważniejszych elementów powieści tylko po to, by wstawić nic nie wnoszące sceny z kolejnych książek (gdzie notabene były wspomniane w kilku zdaniach i to niekoniecznie dotyczące samej Ani) było strzałem w stopę.
Żenujące sylwetki Maryli i Mateusza zgwałcono tym scenariuszem, wciąż nie mogę uwierzyć w to, co zobaczyłam. Właściwie prawie każdy aktor jest za młody, albo za stary. Źle dobrany Gilbert jako małolat (zamiast szesnastolatka), którego wątek nawet o krok się nie rozwinął to pikuś przy tym, że jakieś 80% ważnych wydarzeń zupełnie usunięto.
Tragicznie nie było, ale nawet gdyby aktorzy chcieli, to i tak nie mieli szans się popisać. Może kiedyś wrócę i pomyślę jeszcze nad tym filmem.

PS Czy Ella Ballantine miała być inkarnacją Pippi Langstrumpf z tymi domalowanymi piegami?